Początki z Tolkienem
Jak wiecie, bądź jeszcze nie - ja Tolkiena uwielbiam i polecam każdemu. "Hobbita" czytałam już chwilę temu, a recenzja (LINK) tej książki była jedną z pierwszych opublikowanych na tym blogu. Wprawdzie marnej jakości, ale cóż - początki nigdy nie należały do najprostszych. Najważniejsze, że to z nią weszłam w świat tolkienowskiej powieści i rozpoczęłam przygodę z Bilbem, Frodem i Gandalfem (niektórzy ją pomijają i zaczynają od "Władcy Pierścieni").
"Hobbit"
O czym jest? Myślę, że nie ma co się rozpisywać, bo większość albo ją czytało, albo o niej słyszało. Co więcej, odsyłam Was do wyżej umieszczonego linka, odsyłającego do starej recenzji książki. Jednak tak w wielkim skrócie: W małym domku mieszkał sobie pewien hobbit, a dokładnie Bilbo Baggins. To jego pewny spokojny dzień zostaje "zburzony" przez niespodziewaną wizytę starego czarodzieja - Gandalfa. Okazuje się, że niczego nieświadomy hobbit, właśnie został włączony do kompanii trzynastu krasnoludów, na których czele stał znany wszystkim Thorin Dębowa Tarcza. I o ile Bilbo nadzwyczaj ceni sobie spokój oraz wygodę, w końcu wraz z grupą krasnoludów wyrusza w niebezpieczną wyprawę, aby wykraść strzeżone przez smoka złoto.
Trzy części?
Najpewniej rzecz, która wzburzyła większą część publiczności. W końcu, po co robić z zaledwie trzystu stronicowej książki, trzy części, z których każda trwa trzy godziny? Niby miało być, jak najbardziej podobne do książki - ale nie jest. Wychodzi, że dla kasy - ale co się dziwić. "Hobbit" ma wielu fanów, dla których trzy części, to trzy razy więcej szczęścia! Sama się cieszę na myśl o czekających mnie jeszcze dwóch premierach.
Wracając jeszcze do podobieństwa książki i filmu. Nie wiem, jak wy, ale pod tym względem ja się nigdy nie spodziewam wiele. To nigdy nie wychodzi. Nie wszystkie sceny z książki muszą pasować do filmu. Dlatego też wolę nie porównywać ekranizacji z jej "bazą", bo tylko bym się zawodziła - a przecież nie o to chodzi! (chociaż rozumiem oburzenie, jeżeli reżyser pisał - będzie idealnie, tak jak w książce - a okazało się co innego; to już inna sprawa, ale nie wiem, czy to prawda, jeżeli chodzi o ten film).
Piękne obrazy, nastrojowa muzyka oraz świetni aktorzy
I tutaj należą się wielkie brawa dla reżysera oraz reszty ludzi, zajmujących się tym filmem. Sceny po prostu zachwycają pięknem obrazów i wspaniałą muzyką. O krajobrazach pokazanych w ekranizacji "Hobbita" nie da się powiedzieć złego słowa, ba! ciężko od nich odwrócić wzrok i są ucztą dla oczu. Tak samo muzyka, której nuty cieszą nasze ucho i idealnie oddają przedstawiane w filmie sceny.
Jeżeli chodzi o aktorów, co tu dużo mówić. Dla mnie każdy idealnie pasował do swojej postaci i świetnie oddał naturę danego bohatera. Szczególnie zwrócił moją uwagę oczywiście Martin Freeman, który zagrał Bilba. Lepiej nie mógł go przedstawić! Oczywiście nie da się powiedzieć złego słowa o Ianie (Gandalf) oraz aktorach, grających całą grupę krasnoludów.
Podsumowując
Polecam, polecam, polecam! Szczególnie fanom książki - chociaż ostrzegam, przymykamy oko na pewne rzeczy, bo jak mówiłam, film NIGDY nie będzie taki sam, jak książka. Cieszmy się pięknymi obrazami, wspaniałą grą aktorską oraz ciekawymi przygodami grupy, która wyruszyła w dalekie, niebezpieczne rejony w celu odebrania smokowi złota...
Ocena: ● ● ● ● ● ●
Oglądaliście, planujecie? Co myślicie o "Hobbicie"? :)
Hobbita czytano mi do snu, jak byłam dzieckiem, także miłość do Tolkiena mogę powiedzieć, że wpojono mi od niemowlaka, a potem przeczytałam już samodzielnie Władcę pierścieni. Co do filmu Hobbit. Dla mnie bezsensowne jest robienie trzech filmów z tego prostego powodu, że w pierwszej części obejmującej około stu stron książki było nudno, rozciągnięte wszystko do granic możliwości, tylko po to by stworzyć trzygodzinną pierwszą część i zarobić kasę - napalili się po Władcy pierścieni i tyle.
OdpowiedzUsuńMasz racje, dużo lepiej wyszedłby jeden film, ale czego to nie robi się dla kasy. Z drugiej strony jednak nie mogę się doczekać, aż zobaczę kolejne dwie części :)
UsuńJakoś nie przepadam za Hobbitem :(
OdpowiedzUsuń:( no cóż, nie wszystkim musi się podobać.
UsuńMiałam okazje obejrzec pierwszą częśc filmu i byłam zachwycona, ksiazka wciaz przede mna.
OdpowiedzUsuńTo koniecznie przeczytaj książkę, bo mimo wszystko jest lepsza :)
UsuńJa też, jak większość zaczęłam od "Władcy Pierścieni", ale wówczas, nie miałam pojęcia, że przed "Władcą..." coś jeszcze było wydane z tego Uniwersum ;) Co do filmu... bardzo mi się podobał, z jednej strony klimat typowy dla "Władcy..." z drugiej strony bardziej humorystyczny. Bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie to miałam na myśli - często spotykam się z osobami, które zaczęły od "Władcy..." nie mając pojęcia o "Hobbicie" :)
UsuńBardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się ta książka prezentuje, muszę ją chyba dodać do listy planowanych książek i być może przeczytać :)
OdpowiedzUsuńA w między czasie zapraszam na mojego nowego bloga także o książkach,proszę zostawić ślad po sobie
- http://www.pozytywniezaczytany.blogspot.com/
Pozdrawiam Damian.
Mogłeś chociaż tytuł przeczytać, to byś wiedział, że to recenzja filmu, a nie książki.
UsuńWiem ze to film, ale ksiazke chcialbym przeczytac :)
UsuńCóż, Władcy na ekranie do pięt nie dorasta (chociaż tam trochę pominięto, tutaj trochę dodano - równowaga musi być ;))
OdpowiedzUsuńA że trzy części? Ja się tylko cieszę. To nic, że dla kasy, miło się ogląda, w drugiej będzie Legolas, żyć nie umierać. :)
Filmu nie miałam okazji obejrzeć, ale książkę wspominam baaaardzo miło :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Oglądałam i niecierpliwie oczekuję drugiej części :)
OdpowiedzUsuń